piątek, 14 kwietnia 2017

|2| Screw-ups

  — Mówiłem ci, żebyś tego nie robiła — zdenerwował się Dolph, uderzając pięścią we framugę drzwi.

   Westchnęłam ciężko. Wiedziałam, że będzie niezadowolony. Zawsze chciał być niezależny, samodzielny. Szkoda, że to się nijak miało do jego stylu życia. Pił, ćpał, dupczył na prawo i lewo. I jak tu dać mu możliwość wzięcia odpowiedzialności za swoje życie? No właśnie. W dodatku był niepełnoletni i dlatego życie tego gówniarza wciąż spoczywało na moich barkach.

    — Nie zostawię cię tam samego. Nie mamy forsy na leczenie twoich kolejnych chorób wenerycznych i skrobanie twoich dzieci. Będę cię pilnować.

   — NIE MAM DWÓCH LAT! — wrzasnął, a ja usłyszałam jak przez jego głos przebija się wilczy warkot. 

    Goniona istynktem samozachowawczym odstawiłam na bok wypchaną po brzegi ciuchami walizkę i póki jeszcze byłam w stanie z nim walczyć, złapałam Dolpha za koszulę i wpychając na schody do piwnicy i z trzaskiem zamykając żelazne drzwi na cztery spusty. To był ostatni moment. Blada twarz Dolpha zaczęła już czerwienieć. Przez kolejne minuty zza drzwi dochodziły mnie krótkie krzyki bólu brata, które nagle ewoluowały w zwierzęcy ryk.

     Oparłam się wściekła o drzwi. I tak całe życie! Musiałam męczyć się z tym glutem odkąd rodzice uznali, że dwa wilkołaki i wampir w jednym domu to za dużo. A Jason odszedł od nas jak tylko skończyłam osiemnastkę. 

    Za to ja na pewno nie zasługiwałam na medal Siostry Roku. Żeby nie powiedzieć, że poza cotygodniowym sprawdzaniem, czy Dolph wciąż żyje, miałam go w dupie. I dalej tak jest, ale jako lubiąca ostro zakraplane imprezy dwudziestodwulatka miałam do tego pełne prawo.

    — Uspokój się, do kurwy nędzy, bo nigdy stąd nie wyjedziemy! — wrzasnęłam, waląc pięścia w drzwi, słysząc przy tym jak pazury Dolpha drapią w drzwi.

    Wtedy zaskomlał słabo, jak kopnięty w brzuch szczeniak i już po chwili usłyszał jego głos.

    — Otwieraj te drzwi!

    Jak prosił, tak zrobiłam, odwracając tylko wzrok od jego odsłoniętej męskości.

   — Kurwa, Dolph, rozerwałeś kolejne spodnie. Będziesz chodził w worku od ziemniaków, obiecuję — warknęłam, rzucając mu stare spodnie leżące na fotelu.

    Trochę trudno było mi zostawiać ten dom. Stara kamienica była teraz zapuszczona i brudna, bo z Dolphem używaliśmy  tylko paru pokoi na trzecim piętrze. Wciąż to jednak było rodowe dziedzictwo. Nasza rodzina mieszkała tu od pokoleń. Ale nadszedł czas, kiedy trze a było opuścić i to miejsce.

    Ruszyliśmy w kierunku Penumbry- siedziby Demon Kinga. Mimo iż znajdowała dkę w tym samym mieście, pracownicy Balora byli zobowiązani mieszkać w jego posiadłości, jako w jedynym miejscu, w którym można doznać azylu. Nie ma co, pracując u Demon Kinga stawałeś się największym celem chicagowskiej policji, a właśnie Penumbra była tym "świętym" miejscem, gniazdem zepsucia i wszelkich dewiacji, gdzie wymiar sprawiedliwości nie miał odwagi się zapuszczać. Żaden stróż prawa nigdy by tam nie poszedł, bo albo nigdy by nie wrócił, albo wróciłby jako zupełnie inny człowiek. Pusty w środku.

   A ja jechałam właśnie prosto w paszczę tego lwa.

    Penumbra lepiej wyglądała z zewnątrz, niż wewnątrz. Gdy tak się na nią patrzyło, można było odnieść wrażenie, że trafiło się prosto do willi Hefnera. Finn był bardzo zmyślnym człowiekiem. Choć głównymi środkami jego fortuny były interesy mocno kolidujące z prawem, by przed władzami mieć pretekst usprawiedliwiający jego bogactwo klub Penumbra był kompleksowym budynkiem łączącym w sobie w sobie klub fitness i nocną dyskotekę, znajdującą się w katakumbach. Ludzie, którzy przychodzili się tam zabawić nawet nie mieli pojęcia, że jeszcze niżej, pod ich stopami, znajdowała się Sala Samarytanów wypełniona najgorszej maści oprychami. No i tam zazwyczaj na swym tronie zasiadał sam Demon King. Reszta pięter służyła jako piętra mieszkalne dla pracowników Finna. 

    Przez chwilę wahałam się, jednak Dolph wyraźnie nie miał wątpliwości. Zanim się obejrzałam, był już przy drzwiach. 

    Było za późno, by się cofnąć.

    W Sali znów czyć było smród. Ludzie wypchani narkotykami po same uszy wciąż tańczyli jak w amoku. Teraz przynajmniej nikt się na widoku nie gził.

    Balor jak zwykle siedział w całym swym majestacie na tronie, a jego ciało przykrywały malunki. Na mój widok uśmiechnął się chytrze.

    — Sasha, jakże miło cię widzieć. — Jego wzrok przenikał mnie na wskroś. — Już myślałem, że się rozmyślisz.

    — Ja się nie rozmyślam. — Złapałam mocniej za rączkę walizki, czując na sobie jego głodne spojrzenie. 

    — Doskonale. AJ, zaprowadź Sashę i jej brata do ich pokoi. Za kilka godzin ktoś po ciebie przyjdzie i zaprowadzi cię do twojej roboty.

   AJ prychnęła z wyższością. Po wczorajszej rozmowie na pewno nie stała się moją fanką. Czego mogłam się przekonać, gdy fuknęła na mnie, przechodząc obok. Głupia ździra, jeszcze jej pokażę. Ku mojemu nieszczęściu wpadła chyba wpadła chyba Dolphowi w oko, bo cała drogę do pokoju wyraźnie lustrował jej dupę. 

    — Proszę — powiedziała AJ, otwierając drzwi, ale w jej głosie było tyle jadu, że myślałam, iż za chwilę padnę trupem. — Dostałaś jeden z najlepszych pokoi. Nie wiem, co King w tobie widzi, ale mam na ciebie oko. Jeden fałszywy ruch, a wyrwę ci krtań.

    Po tych słowach zamknęła drzwi z trzaskiem, zostawiając mnie w moim pokoju.

    Musiałam przyznać, że Balor ma gest. Zaczął proces "kupowania mnie" szybciej, niż się spodziewałam. Mój  pokój był naprawdę ogromny. I dość nietypowy. No, przynajmniej ja pierwszy raz widzę okrągły pokój. Na samym środku znajdowało się łóżko, wielkości całej mojej dawnej łazienki. Z boku znajdowały się skórzana kanapa i fotele, a przed nimi, nad kominkiem wisiała plazma. Parę metrów dalej, pod ścianą stała mała lodówka. Zauważyłam jeszcze dwa drzwi do innych pokoi, którymi okazały się łazienka z jacuzzi i duża, wypchana po brzegi garderoba. Zadziwiające było to, że wszystkie ciuchy  były idealnie w moim rozmiarze. Finn miał rozmach. Szkoda tylko, że wszystkie te szmaty nadawały się dla pań spod latarni.

    Westchnęłam i właśnie miałam zamiar paść na łóżko, kiedy na jednej z etażerek zauważyłam dwa spore pudła. Na wierzchu jednego z nich leżał mały liścik. Podejrzewając, kto go wypisał, niechętnie odczytałam koślawe litery.

    " Podejrzewam, że pokój przypadł ci do gustu. Postarałem się, Sash. I byłby mi niezmiernie miło, jakbyś ubrała się w to, co dla ciebie wybrałem. Czekaj, wróć. To nie prośba. Wbijaj w to tę swoją tłustą dupę, zanim ja wbiję się w ciebie. 
                                             ~ Twój KRÓL."

    — Kutas — warknęłam przez zęby i zaczęłam eksplorować wnętrze pudeł. 

     W jednym z nich znajdowały się długie, sięgające aż za kolana kozaki. Były tak wysokie, że aż zaczęłam sobie przypominać numer do mojego dentysty. 

     Zawartość drugiego składała się jednak z ubrań równie obleśnych, co buty. Białe, obcisłe rurki nie byłyby takie złe, gdyby nie bluzka, jaką Finn sobie do nich zażyczył. O ile to można w ogóle nazwać bluzką. To już bardziej wyglądało na imitujący krótki top, skórzany, nabijany ćwiekami stanik. 

    Wybornie, Balor. Będę wyglądać jak ekskluzywna dziwka. Tego mi było trzeba. Dolph pęknie ze śmiechu na mój widok. 

    Akurat kiedy udało mi się definitywnie odciąć sobie dopływ krwi do łydek, (czytaj: założyłam te cholerne kozaki) ktoś zapukał do drzwi mojego apartamentu.

    Zrezygnowana otworzyłam drzwi, spodziewając się znów zobaczyć AJ. Jednak myliłam się. Tuż przede mną stał ten łysy facet, który wczoraj pukał się na stole bilardowym. Na szczęście, teraz miał na sobie opinającą w barkach koszulę i w pełni zapięte dżinsy.

    — Siema — rzucił, wychylając się nieco ponad mną, uważnie lustrując mój nowy pokój. Nie sprawiło mu to trudności, bo miał prawie dwa metry. — King mnie po ciebie wysłał. Masz poznać swoją grupę. 

    — Okej... — odparłam, nieco skołowana towarzystwem tej męskiej dziwki.

    — Tak w ogóle to jestem Randy — rzucił krótko.

    — Sasha.

    — Wiem, Demon King jest na ciebie napalony jak Owens na smalec — odparł nieco rozbawiony.

    — Kto?

    — Zobaczysz — powiedział enigmatycznie, po czym ruszył w głąb korytarza, a ja za nim.

    Randy idąc przez opływający w bogactwa budynek, opowiadał mi o wielu kwestiach. Chociażby dowiedziałam się, że laska, którą wczoraj tak dziarsko posuwał, nazywa się Kelly i dla niej takie zachowanie nie było niczym nowym. Mówił też, że jest jednym z najbardziej zaufanych ludzi Balora, i nie wiedzieć czemu, Demon King przydzielił mnie właśnie do grupy najlepszych i najbliższych jemu ludzi.

     Gdy w końcu dotarliśmy do jednego z przedsionków Sali Samarytanów, wszyscy siedzieli już na kanapach. Gdy tylko pojawiłam się w polu widzenia, rzucili mi nieprzyjemne spojrzenia.

    Ku mojemu wewnętrznemu cierpieniu, jedyną siedzącą tam kobietą była ta bała bździungwa AJ. Siedziała z drinkiem w ręku pomiędzy dwoma facetami. Jeden z nich był niski, ale umięśniony, o ciemnych włosach i zaroście okalającym przystojną twarz. Ubrany był w sportowe spodnie i kamizelkę nałożoną na nagi tors. Z drugiej strony siedział gruby mężczyzna o gęstszym zaroście i zadartym nosie. Wyglądał na wyjątkowo znudzonego ignoranta, tak bawiąc się swoją spluwą.

    — No, ludzie, to jest Sasha — przedstawił mnie Randy. Na nich nie zrobiło to jednak wielkiego wrażenia. — Sasha, to jest Kevin Owens, AJ i AJ.

    No tak, Kevin Owens. Już wszystko rozumiem. 

    — AJ i AJ? — spytałam, spoglądając na brunetkę i faceta w kamizelce. — Zajebiście przemyślane.

   — Masz jakiś problem?! — rzuciła ostro kobieta, a AJ wywinął tylko teatralnie oczami. 


    — Nie zaczynaj znów — jęknął przeciągle.

    — Jest bezczelna!

    — A ty zazdrosna o Demona — dodał gruby, a w oczach AJ zapłonęła czysta wściekłość. Scena była tak groteskowa, że cudem powstrzymałam się od śmiechu.

    — Ty skurwielu.

    AJ rzuciła się ze swoimi małymi pazurami na Owensa, który za wszelką cenę starał się opędzić od dziewczyny i przy okazji jej nie zabić. Ich bójkę przerwał donośny dźwięk wystrzału. Randy stał przed nimi z dymiącą spluwą wycelowaną w sufit.

   — STOP, KURWA! —wrzasnął, nie, ryknął niczym lew, po czym odwrócił się do mnie. — No to witaj w dywizjonie Blockbuster. A teraz zbieraj się. Mamy robotę na mieście.

1 komentarz:

  1. Niektóre twoje teksty szczerze mnie rozśmieszają :D
    "Aj i Aj? Zajebiście przemyślane", "To nie prośba. Wbijaj w to tę swoją tłustą dupę, zanim ja wbije się w Ciebie".
    No mistrzostwo :)
    Jedyne co mi tutaj przeszkadza to ta czcionka, strasznie ciężko mi się nią czyta :(

    Ogólnie ta historia coraz bardziej mi się podoba. Czekam na więcej.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń